Wrocławska Manifa 2013 odbyła się
pod hasłem „Za kryzys płacą kobiety”. Kontynuuje tym samym
temat problemów socjalnych kobiet, który w zeszłym roku
zainicjowała tytułem „Chleba zamiast igrzysk!”
W biuletynie możemy przeczytać , że
„Dobra wspólne są szczególnie ważne dla kobiet – to one
najczęściej z nich korzystają, zwłaszcza wtedy, gdy mają dzieci.
Jeśli brakuje instytucji opiekuńczych (żłobków, przedszkoli czy
domów opieki dziennej) taniego i dobrej jakości transportu
publicznego, publicznej edukacji i służby zdrowia, zadania te
przerzucane są na kobiety, co powoduje ich wykluczenie ze sfery
publicznej i pogarsza ich sytuację społeczno-ekonomiczną”. Stąd
skandowanie „Tylko matoły zamykają szkoły” czy „Mieszkanie
prawem, nie towarem”.
Na Manifę przyszło ok. 500 osób.
Pomimo złej pogody, co zawsze jest przykre przy outdoor’owych
imprezach odbyła się bez zakłóceń, punktualnie i w pełni
profesjonalnie. Rozdano ponad 1000 biuletynów. Nie pojawiła się
żadna kontra, policja się wynudziła.
Wydźwięk tej Manify był jednak nieco
bardziej zdesperowany niż poprzedniej. O ile rok temu zwracano uwagę
na problemy miasta spowodowane antyspołeczną polityką władz z
nadzieją na poprawę, to teraz miasto zostało rozliczone co do
grosza i nie pozostawiono na władzy suchej nitki „Paweł Czuma
nasza Dżuma!”.
Tematyka pro-choice czy edukacji
seksualnej właściwie się nie pojawiła, tak więc przekaz pozostał
jednoznaczny.
Trochę szkoda, że nikt inny nie
skorzystał z możliwości wypowiedzenia się na koniec. Zabrakło
jakiegoś wsparcia czy dopowiedzenia - co dalej? Feministki (i
feminiści) zaznaczyli problem i podliczyli władzę, być może
teraz jest czas by wzięli sprawy w swoje ręce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz