18.03.2013

Łowcy talentów


O tym jak trudne zadanie w kwestii odkrywania uczniowskich talentów stoi przed nauczycielem wie prawie każdy z Czytelników. Wpływanie na świadomość i postępowanie uczniów to tylko jedne z elementów codziennej pracy w zawodzie, którego zadaniem docelowym jest kształcenie. Słowo kształcenie spopularyzowało się jako synonim nauczania, ale jego pierwotny zakres znaczeniowy jest szerszy. "Nadawanie kształtu materiałowi ręką artysty" jest bliższe niemieckiemu bildungsgeschichte – czyli odpowiednikowi polskiego kształcenia. Te niuanse, choć pozornie bez znaczenia, maja jednak ogromny wpływ jeżeli spoglądamy na proces ten w kontekście poszukiwania talentów.

W każdej epoce dąży się pewnego zasadniczego typu wychowania, który jest rezultatem życia zbiorowego. Z kart historii znamy metody zarówno ludzi starożytnych jak i teorie pedagogiczne nie tak odległe od naszych czasów. Wiemy jak o uczniów dbali – lub nie dbali jeżeli spojrzymy z pozycji biedoty lub kobiet – średniowieczni Mistrzowie oraz jak wyglądało wychowanie w dobie Oświecenia. Doceniamy starania przodków i minionych generacji, wiedząc, że systemu pedagogicznego nie można oderwać od przeszłości. Nie możemy go wymyślić na nowo, jest on bowiem zbiorem doświadczeń umysłowych całego społeczeństwa. Zastanówmy się, więc w związku z tym jaki typ występuje współcześnie i czy możemy już mówić o wychowywaniu jako formie odkrywania talentów?

Talent to słowo wytrych, które wiele mówi o kondycji dzisiejszych ludzi. Każdy może wziąć udział w castingu i spróbować swoich szans w jednym z telewizyjnych programów. Tam wspólnie z publicznością i ekipą pseudo-fachowców możemy odkrywać swoje uzdolnienia, a następnie wykorzystać je w świecie show biznesu aby osiągnąć sukces. Sformułowanie "mam talent" przekształciło się z nazwy takiego programu w magiczną mantrę powtarzaną do znudzenia lub do czasu spełnienia marzeń. Jest to pułapka, w którą dali się złapać zarówno młodsi jak i starsi Polacy. Zadbajmy o to, by Szkoła - jako instytucja - nie wpadła w nią i nie stała się kolejnym miejscem, gdzie zamiast kształcić – będziemy mieli do czynienia z jeszcze jednym konkursem (gdzie zamiast punktów jury są stopnie i oceny z zachowania).
Nie ma nic złego w powtarzaniu uczniom, że każdy z nich ma jakiś talent. Absolutnie nie chodzi mi o to, aby podcinać skrzydła i degradować możliwości podopiecznych1. Zwracam tylko uwagę, że za sprawą podejścia prezentowanego przez wspomniane wcześniej programy dochodzi do dewaluacji talentów. Najważniejsze są te, które pozwalają odnieść komercyjny sukces. Inne - te mniej spektakularne - przepadają na zawsze. Gubią się podczas poszukiwań talentów właściwych, wartościowych społecznie.
Antoni Czechow, ceniony powszechnie za swój dorobek pisarski, twierdził, że Niezadowolenie jest jedną z zasadniczych cech każdego prawdziwego talentu. Zastanawia mnie, czy niezadowolenie musi koniecznie wystąpić u samego utalentowanego, czy wystarczy, kiedy pojawi się w jego otoczeniu - u osób oceniających, bądź będących ofiarami. W toku dziejów wykształciło się postrzeganie uzdolnień jako czynności przydatnej kulturowo. Ale czy słusznie? Są bowiem talenty, którymi wprawiamy w zakłopotanie lub zażenowanie innych. Możemy przecież mówić o ofiarach, jeśli mamy do czynienia na przykład z wybitnym gadułą. Wszyscy go akceptują, ale na dłuższą metę... Istnieją również inne rodzaje tego typu niedocenianych i niechcianych aktywności. U mnie już w dzieciństwie wykryto osobliwą tendencję – wylewam każdą ciecz, która znajdzie się w pobliżu. Niezadowolenie to i tak słabe słowo, gdybym chciała nazwać nim uczucia rodziców w związku z tą cechą. Są osobnicy i osobniczki, które odznaczają się od innych darem do gubienia rękawiczek lub wybijania szyb. Są i tacy, którzy szybko trwonią pieniądze. Niezależnie od ich ilości. Albo jednostki zawsze i wszędzie spóźnione... Spectrum takich talentów jest szerokie i z pewnością każdy czytelnik u siebie znalazłby choć jeden. Przez innych nielubiany, ale w gruncie rzeczy nasz – a więc własny i lepszy niż żaden.
W języku czeskim słowo bezcenný oznacza coś bez wartości. Chociaż nigdy nie miałam styczności z językiem naszych południowych sąsiadów, to w początkowych etapach edukacji często popełniałam błąd i naszą bezcenność rozumiałam – ku zgrozie „naszej pani” – właśnie tak jak Czesi. Dziś, choć wiem już jak należy poprawnie posługiwać się tym słowem, postanowiłam zatrzymać się przy tym pierwszym dla mnie rozumieniu słowa i zachęcić czytelników do spojrzenia z nieco innej perspektywy na talenty w powszechnej opinii uznawane za bezwartościowe. To co cenne z perspektywy rodzica czy nauczyciela dla ucznia może nie mieć wcale sensu. Po co komu talent matematyczny jeśli nie potrafi pluć do celu i przez to nie może wziąć udziału w szkolnych rozgrywkach w tej dyscyplinie...
Oczywiście istnieje różnica między zdolnościami a uzdolnieniami. Oba pojęcia są trudne do zdefiniowania. W swoim zakresie znaczeniowym odwołują się do wiedzy z psychologii, pedagogiki . Zakłada się hierarchię, w której najniżej znajdują się zdolności. Ponad nimi są uzdolnienia i talenty, a na samej górze stoi geniusz. Za ludzi genialnych zwykło uważać się tych, których dzieło w ostatecznym rozrachunku okazało się przełomowe dla rozwoju cywilizacji.
Poradniki dla rodziców i nauczycieli pełne są rad jak postępować z dzieckiem z uzdolnieniami specjalistycznymi, aby nie zmarnować drzemiących w młodszych pokoleniach talentów. Zakłada się, że talentowi towarzyszą inne elementy. Do najistotniejszych należą między innymi: wysoki iloraz inteligencji, uzdolnienia twórcze, specyficzna struktura osobowości, zaangażowanie, czyli aktywność własna oraz środowisko społeczne sprzyjające rozwojowi. W tym miejscu dla kontrastu przywołać warto nazwiska kilku osób, które choć obdarzone niezwykłym talentem, nie spełniały wyżej wymienionych kryteriów.
Pierwszy na tej roboczej liście niech będzie Christy Brown, malarz i poeta, autor powieści autobiograficznej Moja lewa stopa, na podstawie której powstał nagrodzony kilkoma Oscarami film o tym samym tytule. Obok niego umieściłabym Nikifora Krynickiego, o którym też powstał ciekawy film w reżyserii Krauzego. Z pamiętną rolą Krystyny Feldman w roli naiwnego artysty. Przywołać też można kilku znanych Sawantów, których iloraz inteligencji wacha się od 40 do 70 jednostek. Niestety nie o każdym z nich powstał film biograficzny.
Mamy wśród nich malarzy: Gottfrieda Minda. Zwanego Rafaelem od kotów, którego twórczość uwielbiał sam Jerzy XIV i Richarda Wawro. Są także muzycy: Ślepy Tom oraz Leslie Lemke. Rzeźbiarze tacy jak Alonzo Clemons i matematycy na miarę filmowego Rain Mana, czyli Kim Peeka. Listę tą można by oczywiście rozszerzyć, ale wydaje mi się, że nie ma potrzeby, bo za jej sprawą pragnę tylko zwrócić uwagę czytelników na fakt nadużywania we współczesnej kulturze słowa talent i kładzenia czasem zbyt dużego nacisku na sukces, który mogą osiągnąć tylko „przydatnie” utalentowani. Uważam, że warto czulszym okiem spojrzeć na wszystkie przejawy nieprzeciętnych właściwości jakie przejawiamy my sami i nasi podopieczni.
A.B.




1 Skoro jesteśmy już przy skrzydłach - polecam czytelnikom zapoznanie się ze spektaklem "Bleeee...." według tekstu Maliny Prześlugi, który prezentowany jest pod patronatem Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz